piątek, 5 lutego 2010

Zrealizowałem swoje marzenie

Z LECHEM JEZIORNYM, byłym współwłaścicielem Krakowskich Zakładów Mięsnych, przez 7 lat podejrzanym o działanie na ich szkodę, rozmawia Ewa Kopcik

Po 7 latach został Pan oczyszczony z zarzutów oszustwa i prania brudnych pieniędzy przy restrukturyzacji Krakowskich Zakładów Mięsnych. Czuje się Pan zwycięzcą?
- Od początku byłem spokojny o wynik postępowania w sprawie Krakowskich Zakładów Mięsnych, bo po prostu trudno było mi sobie wyobrazić, że prokurator obroni w sądzie zarzuty, jakie mi postawił we wrześniu 2003 r. Ale równie niewyobrażalne było to, że sprawa będzie się ciągnęła aż tyle lat. Oczywiście czuję się usatysfakcjonowany, że 31 grudnia ubiegłego roku zostało jednoznacznie przesądzone, iż sprawa Krakowskich Zakładów Mięsnych nie była żadną aferą gospodarczą. W 96-stronicowym uzasadnieniu postanowienia o umorzeniu śledztwa, prokurator stwierdza, że zarzuty nie miały żadnego uzasadnienia, a w niektórych przypadkach - w sensie formalnoprawnym - nawet nie mogły być postawione.

- Może ktoś chciał przechwycić ten biznes?
- Mam pewne podejrzenia, ale ponieważ nie mam dowodów, nie będę o tym mówił publicznie. Żeby nie powtarzać drogi prokuratura Andrzeja Kwaśniewskiego, który najpierw sformułował oskarżenia, a potem szukał dowodów.

- Prof. Wiesław Chrzanowski, były minister sprawiedliwości, porównuje tę sprawę do afery związanej z zatrzymaniem Romana Kluski, twórcy Optimusa.
- Różnica jest taka, że pan Kluska siedział na tzw. dołku tylko 48 godzin, ja i Paweł Rey - spędziliśmy w tymczasowym areszcie prawie 9 miesięcy. Ale system zadziałał podobnie. Ktoś chciał zniszczyć polskiego przedsiębiorcę - to jest wspólny mianownik. Polski urząd, jakim jest prokuratura - powołana do przestrzegania praworządności w Polsce - zniszczyła polskich przedsiębiorców. To, co szczególnie boli, to fakt, że w tym czasie polski rząd intensywnie zabiegał o inwestycje zagraniczne i udzielał bardzo bogatym, zagranicznym koncernom pomocy ze środków publicznych. Czasem sięgała ona nawet ponad 100 mln zł. My nie dostaliśmy nawet złotówki pomocy na restrukturyzację Krakowskich Zakładów Mięsnych i przeniesienie ich do supernowoczesnego zakładu. Nikt nie docenił naszych starań, skutecznie nam natomiast przeszkadzano. Zostaliśmy aresztowani, a urzędy skarbowe obciążyły nas milionowymi domiarami podatkowymi. Po latach okazało się, że nie miały one podstaw, co potwierdził Naczelny Sąd Administracyjny. To bardzo boli.

Zainteresowanych odsyłam do lektury całego artykułu w którym Pani red. Ewa Kopcik zadaje wiele innych pytań na które Lech Jeziorny udziela obszernych odpowiedzi. Pytania stawiane prokuratorom, nie licząc kilku wykrętnych wyjaśnień pozostają bez odpowiedzi.

Pytania bez odpowiedzi
Jakie dowody przesądziły o aresztowaniu byłych właścicieli Krakowskich Zakładów Mięsnych, skoro po latach prokuratura stwierdziła, że nie było przestępstwa? Kto jest odpowiedzialny za upadek fabryki? Dlaczego wyjaśnienie sprawy zajęło prokuraturze aż 7 lat? Kto odpowiada za błędy urzędników?
Te pytania chcieliśmy zadać prok. Andrzejowi Kwaśniewskiemu z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, który w 2003 r. rozpoczął śledztwo, postawił podejrzanym zarzuty i wnioskował o ich aresztowanie. Nie chciał jednak z nami rozmawiać. - Nie czuję się kompetentny, aby rozmawiać na temat umorzenia tego śledztwa - usłyszeliśmy jedynie.

Dziennik Polski, dnia 5 lutego 2010 roku, Magazyn Piątek.
"Zrealizowałem swoje marzenia", red. Ewa kopcik

1 komentarz:

  1. No cóż, ważne ze humor dopisuje i dobre samopoczucie. Nadzorujący śledztwo prokurator to ten sam co zniszczył Pana Kluskę.Dalej na tym samym stanowisku i w tej samej jednostce (jak się domyślam).I dalej niepokornie nie wyciąga wniosków z własnych błędów.Taką cechy mają psychopaci.Proponuję ustawę o odpowiedzialności personalnej za błedy, poniesione przez państwo polskie milionowe straty. A wtedy dzieci prokuratorów może do domów dziecka?????

    OdpowiedzUsuń