piątek, 6 marca 2009

Podejrzani na sankach

Czy to prawda, że w Polsce powszechnie stosowany jest system bezzasadnego, przewlekłego aresztowania podejrzanych? Takie pytanie postawił naszemu rządowi Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Sprawa bez precedensu, bo jeszcze nigdy trybunał nie kierował do żadnego kraju pytania dotyczącego całego zagadnienia.

Sądowe pomyłki coraz więcej kosztują podatników. W 2006 r. do sądów wpłynęło 577 wniosków o przyznanie rekompensat za niesłuszne skazanie, tymczasowe aresztowanie lub zatrzymanie. W 294 wypadkach zasądzono odszkodowania na ponad 5 mln zł, czyli średnio po 18 330 zł.

Lech Jeziorny siedział najpierw w 11–osobowej celi na „Monte”, potem kolejno w podgórskim areszcie, w Tarnowie i z powrotem w Krakowie – na Montelupich – z 12 innymi osadzonymi.

Dzieliłem celę z podejrzanymi o morderstwo i o gwałt ze szczególnym okrucieństwem. Jako podejrzany o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, dwa razy stawałem w Tarnowie na komisji razem z innymi „niebezpiecznymi”, która badała, czy ktoś nie czyha na nasze życie lub nie planuje nas odbić – opowiada. Mimo że gotowość poręczenia za Jeziornego deklarowało wielu szanowanych krakowian, sąd konsekwentnie odrzucał kolejne zażalenia na tymczasowy areszt.

Pierwsza decyzja o areszcie zapadła wkrótce po tym, jak przedstawiono mi zarzuty. Sędzia nie miał nawet czasu na zaznajomienie się z aktami. Obrońcy jeszcze nie miałem. Próbowałem więc sam tłumaczyć, że nie jestem aferzystą, tylko przedsiębiorcą, że moja firma mnie potrzebuje i że moment jest krytyczny, bo znaleźliśmy inwestora, który jest gotów wyłożyć pieniądze na uratowanie zakładu. Mówiłem jakieś 15 minut, ale nikt nie był zainteresowany moimi słowami. Po 20 minutach zapadła decyzja – dostałem od razu trzy miesiące aresztu. A potem kolejne 3 miesiące i jeszcze kolejne 3. Opuściłem kraty dopiero po 8,5 miesiącach. W tym czasie ani raz nie byłem już przesłuchiwany. Po wyjściu z więzienia nic się nie zmieniło, a dostęp do akt uzyskałem dopiero po zakończeniu śledztwa, czyli po blisko 2 latach od dnia zatrzymania – opowiada Jeziorny.

Dziennik Polski, z dnia 6 marca 2009 roku, Magazyn Piątek, str D4-5.
"Podejrzani na sankach". red. Elżbieta Borek, Ewa Kopcik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz